Autor |
aDRi
Admin
Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 3091
Przeczytał: 2 tematy
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Częstochowa / Katowice
Pią 15:23, 13 Cze 2008
|
|
Wiadomość |
|
ktoś tu chyba nie zna HfB i angielskiego. chyba ze ma inna wersje txt w pennsylvanii [musimy szukac J.K.]. do reszty nie mozna sie przyczepic
muzyczna.pl napisał: | Działają w wulgarnej ofensywie i zachowują się jak całkowicie niedojrzali i średnio sprawni umysłowo szczyle w ciałach mężczyzn absolutnie normalnych (choć kto widział facjatę wokalisty Jimmy’ego Popa, z pewnością już nigdy nie skojarzy jej z normalnością). Jednakże pierwszoplanowa w tym przypadku muzyka, posiada dozę inteligencji, która sprawiła, że ich poprzedni album, wydany pięć lat temu “Hooray For Boobies”, znalazł rzeszę wielbicieli na całym świecie. Komediowy rock wraca za sprawą nowego ich krążka “Hefty Fine”, a mowa oczywiście o The Bloodhound Gang.
Niestety już od samego początku słuchaczowi wydaje się, że ma do czynienia z zespołem, któremu przez te pięć lat nieco opróżniły się konta bankowe i musiał nagrać coś nowego, najlepiej niezbyt ryzykownego, by choć częściowo powtórzyć sukces poprzedniego wydawnictwa. I tak oto, już na początku-”Balls Out”-ciężki rap-rockowy kawałek, przypomina “The Inevitable Return Of The Great White Dope”. Później zdarzają się jednak momenty w których nie można odmówić zespołowi poczucia humoru. Doskonałym przykładem na to jest “Pennsylvania”, w której wokalista w bardzo oryginalny sposób potępia siebie i resztę członków grupy. Warto również wymienić singel promujący “Hefty Fine” czyli “Foxtrot Uniform Charlie Kilo” (zwracają uwagę pierwsze litery tych wyrazów). Piosenka wywołuje uśmiech na twarzy, jest optymistyczna w warstwie muzycznej i jadąc samochodem niejedna osoba złapie się na śpiewaniu razem z wokalistą. “Ralph Wiggum” cytuje uwielbiany przez Amerykanów, choć oczywiście nie tylko, serial Simpsonowie. Kawałkowi choć daleko do przełomu, jest kolejnym pozytywnym akcentem na krążku.
Inne utwory, choć nie ranią uszu, są dalekie od formy jaką zespół prezentował w roku 2000. Momentów które naprawdę bawią, a co jest przecież głównym celem słuchania The Bloodhound Gang, nie jest tak wiele jak przy ostatniej próbie zawojowania list przebojów. Romans z elektroniką i muzyką taneczną przyniósł swojego czasu dużą popularność grupie. “The Bad Touch” było słychać wszędzie, więc zaskoczeniem nie może być to, że grupa postanowiła dalej eksplorować te tereny. O ile łączenie syntezatorów z elektrycznymi gitarami i powtórzenie tym samym muzycznej strony poprzednika nie było takie trudne, o tyle ciekawa strona liryczna, która nie mogła być zrzyną z siebie samych, nie wyszła już tak dobrze (patrz: “Uhn Tiss Uhn Tiss Uhn Tiss”).
Zdecydowanie jednym z powodów krytycznej strony mojej oceny, oprócz repetetywności o jaką pokusił się zespół, jest jeszcze wydanie w 2001 roku, self-titled albumu przez inny comedy rockowy zespół-Tenacious D. Zespół, który swoim materiałem, nawet cztery lata po premierze, przyćmiewa nowe dokonanie The Bloodhound Gang. Nie zmienia to jednak faktu, że przy nowych kompozycjach można miło potańczyć, poskakać i pośpiewać. Problem w tym, że po pięciu latach milczenia, wydawanie czegoś co za bardzo nie ma pomysłu, jest co najmniej tak nie fair jak umieszczenie spoglądającego na nas męskiego modela na okładce, którą podziwiać możecie wyżej.
ocena: 6/10 |
Post został pochwalony 0 razy
|
|